poniedziałek, 1 września 2014

LETAJEL

LETAJEL.

metajel, metajelet, metajelim, metajelot.

p'iel. chyba. taka koniugacja.

po prawie dziesięciu godzinach pracy nawet kiedy czytam to nie czytam. okazuje się, że po polsku także.

możliwe, że to tylko kwestia odprężenia. kąpiel w błocie z ciemnego morza dobrze zrobiła mojemu ciału.
powiekom nazbyt lekko się opada ale postanowiłam, że napiszę.

Anahnu metajelot beisrael czyli PODRÓŻOWANIE rozumiane jako czynność przemieszczania się z miejsca położonego w określonej przestrzeni geograficznej na miejsce określone w takiej przestrzeni także.

piechotą, autobusem, samochodem, autostopem, żabką, na plecach (kraul jest dość męczący)

PIECHOTĄ
po Nazarecie.
Paskudne miasto. Brudno. Trudno o kawałek cienia wokół niewykończonych budynków.
Szukamy najlepszego hummusu. Robimy tour. W międzyczasie nawigacja gubi drogę tylko 2 razy, nie wiemy gdzie zaparkowałyśmy samochód, jesteśmy w stanie- "nie myślę, tylko wiem, że chcę mi się pić". 12 po południu- czemu nie (totalnie rozumiem teraz dlaczego Jeshua modlił się wieczorem albo wcześnie rano;) Po aktywnym dniu wiem też, dlaczego w Biblii poruszana jest kwestia mycia.. nóg;). Swoją drogą w Nazarecie można kupić "sandały Jezusa". A przynajmniej taką informację zamieścił właściciel.
Po zwiedzeniu starego miasta, którego już nie ma- stwierdziłyśmy- że go już nie ma. Nic. Nie pozostało nic. Nie ma nawet okazałych ruin. Nie ma co liczyć na klimat z czasów Miriam, chociaż wybudowano jej tam liczne bazyliki. Powiem krótko co tam się szerzy- turystyka (czyżby to dlatego Miriam, matka Jeshui została przedstawiona jako uwaga: Tajka z pępkiem na wierzchu; kobieta ubrana w 300 kilo złota + trzymająca dziecko- ubrane w 150 kilo złota również; czy wreszcie jako często pojawiająca się blondwłosa Dunka? No idea. Jednak twórcą owych mozaik przed bazyliką polecam co najmniej podróż do Izraela i zapoznanie się z urodą tutejszych dziewcząt- swoją drogą- niebywale pięknych).
Bazyliki sprawiły nam dużo smutku. Ludzie zostawiają tam groszaki "żeby wrócić".
Ubierać się jednak trzeba porządnie, a ja- bezwstydna- miałam za krótkie spodenki. Uratowała mnie Galia- nasza Izraelka- współpodróżniczka- dając mi chustę.
Plusem tego miasta są przydrożne szuki z owocami. Jeden z kramarzy poczęstował nas swoimi towarami. Mnie przypadła figa- wyborna! I nie mam tu na myśli suszonych "polskich fig!". W ogóle zapomniałam tutaj o ich istnieniu!! Jej, może być trudno przyzwyczaić się potem do rzeczywistości w PL.
W tym miejscu wyrażam przypuszczenia co do tego, że prawdopodobnie jak twierdził Pan Maroszek- bez pieniędzy można się najeść. Wystarczy narzekać na towary wspomnianych kupców, a już oni sami zadbają o to, żeby się spróbowało i zobaczyło- na jakie rarytasy się wybrzydza.
Najlepiej Nazaret opisuje naklejka z miejsca, gdzie zjadłyśmy upragniony hummus.
Arabskie jedzenie, bloki kamienne a'la antyczne wnętrze i.. krowiasta kanapa ;)

Co do hummusu- so so (eng.). Za to falafel był pełen ziół i taki właśnie lubię! Naszej Izraelce nie smakował, ale moim zdaniem był to najlepszy falafel jakiego próbowałam w Eretz Israel! 

AUTOBUSEM
np. z Tel Avivu do Cezarei .......................
W zaprzyjaźnionym tel- avivskim hotelu sprawdzamy połączenia między miastami- otrzymujemy konkretną informację z datą, godziną, peronem i numerem pojazdu. Piechotą wybieramy się na Dworzec Centralny przez dwuznaczną dzielnicę Florentine. Nie odpowiadamy na zaczepki ciemnoskórych gapiów, nie porusza nas już syf i brud obok artystycznych, klimatycznych zakątków tego miejsca. Docieramy. Na piętro 3cie jak się okazuje. Wjeżdżamy na szóste, idzie dość sprawnie. Nagle robi się tłoczno. Armia wraca do domu. Szukamy naszego peronu ale numery wszystkich autobusów są o przynajmniej setkę wyższe lub niższe od docelowego. Super. Przechodzimy na następną stronę. Jeszcze lepiej. Ustawiamy się w kolejkę do informacji- "No tam, idźcie tam"- macha- wskazując na korytarz z którego przyszłyśmy i  jakby odganiając nas pan informator- "autobus 910". "No dzięki- myślimy- przecież tyle to wiemy". Po obejrzeniu kreatywnej kolekcji graffitti tel avivskiego dworca udaje nam się natknąć na nasz numer. Autobus akurat stoi na przystanku- wsiadamy! Kierowca jednak jest innego zdania niż oficjalna strona internetowa i pan informator. Nie jedzie do Cezarei lub też jedzie, ale nas nie zabierze. Najprawdopodobniej zdarzyło się to drugie. Napisał nam jednak dwa numery innych autobusów, które jego zdaniem w toż miejsce zmierzały. Wjeżdżamy na siódme piętro. Szukamy, szukamy, błądzimy, pytamy. Jest! Autobus o podobnym numerze z przekręconą cyferką! "Pewnie tamten kierowca się pomylił!"- mamy nadzieję. Dla pewności pytamy jeszcze odpowiedzialnego za pojazd mężczyznę- tak, jedzie do Cezarei- "uff"- myślimy- ale nie z tego peronu, tylko z innego. To nic. Bierzemy bagaże i biegniemy na drugą stronę siódmego piętra. Tam jednak napisy mówią o innej destinasion. Pytamy ludzi- nie, nie jedzie do Cezarei. Po 10 minutach ten sam człowiek stwierdził, że też jednak tam się nie wybiera. NO SUPER. Co teraz? Wracamy z poczuciem winy, że w ogóle o coś pytamy- na piętro szóste- do informacji, żeby zapytać :) Tym razem pan informator- też nas odganiając- wskazuje na schody i inny kierunek. Czepiamy się szansy. Znowu siódme piętro, boczny korytarz, schodami w górę. "Inna firma przewozowa"- tak to się tłumaczy. BALAGAN!

Może Was to zdziwi ale w końcu UDAŁO SIĘ! (a ja się przekonuję, że jednak ciężko strawiam balagan tego rodzaju!- "Przecież to tak dobrze zorganizowany kraj, tak dobrze zorganizowane wojsko, tacy europejscy są przecież.. co to miało być w ogóle.." itp:)

W Cezarei odebrała nas Galia- Izraelka. Na naszą opowieść zareagowała- "Tak. Dworzec Centralny w Tel Avivie. Moja koleżanka z armii ma takie hobby- że kiedy ma czas- chodzi na dworzec i się gubi bez problemu- po to, żeby znaleźć tam jakieś nowe miejsce. I za każdym razem jej się udaje." Bajka. 

Na osłodę.. powiew wiatru z Cezarei

Jest 3:08 i przerywam ten post (ogłaszam jednodniowy post na pisanie! ha!)

Ale na zakończenie wstawiam video tego co będzie dalej.. GALILEA.
                                                                                         KINNERET.
                                                                                         JORDAN.




Błogosławię,






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz