czwartek, 26 listopada 2015

o Stelli


"Jeżeli Stella coś mówi, to znaczy, że Pan Bóg tego chce"- mówili na Karmelu o aktywistce i działaczce społecznej- prowadzącej dom otwarty na wzgórzach Hajfy, silnej i pewnej siebie kobiecie, która przeżyła największe piekło XX wieku, pokornej i oddanej służbie ludziom byłej karmelitce, błyskotliwej, dowcipnej i pełnej wigoru 90- latce, która uchyliła drzwi swojego mieszkania i mnie- polskiej studentce.

Za dwa dni obchodzimy jej 90- te właśnie urodziny, które komentuje słowami "Jak będzie na urodziny? Normalnie. Najpierw msza, potem bałagan".

"Bałagan" który łączy Polskę i Izrael (balagan to jedno z pierwszych słów jakiego nauczyłam się w języku hebrajskim)- połączy oba te kraje- chociaż nie tylko- w najbliższy szabat w Domu Chleba przy skrzyżowaniu Meira i Anielewicza.

Przylatując do Izraela wiedziałam, że będę mieszkać u Osoby niebanalnej, z oryginalną i niełatwą historią. Mimo, iż nakręcono niedawno film o Niej w polskiej wersji językowej- nie oglądałam go. Artykułów ani reportaży także nie czytałam. Tabula rasa- Stella pisała, że według takiej zasady podchodzono w jej domu rodzinnym do nauczania religii.  Nie chciałam patrzeć na Stellę jak na bohaterkę z gazet, daleką ode mnie starszą panią z Internetu, która wiele przeżyła. Nie chciałam podchodzić do niej jak do kogoś zachowanego niczym obiekt muzealny, którego lepiej nie dotykać- tylko obserwować z daleka- bo bardzo cenny. Tyle, że przecież ja- oprócz patrzenia- miałam ze Stellą po prostu żyć.

Po wizycie w Tel Awiwie i Jerozolimie dotarłam do Hajfy. Autobus 123 jakby odliczał swoim numerem chwilę, kiedy po raz pierwszy zobaczę Stellę.
Wjeżdżaliśmy na górę pokonując kolejne stopnie do "taram tadam!" czyli oto jest dom.

Wcześniej kierowca powiedział, że uprzedzi mnie gdzie mam wysiąść. W Hajfie nie ma przecież wywieszonych rozkładów jazdy ni na przystankach, ni w autobusie. Tłumaczenie jest takie 1) tu elektronika na wysokim poziomie i wszyscy mają aplikację- moovit (która jednak krótko mówiąc "działa jak chce"- czym wyraża może swoją izraelskość), 2) tu ludzie lubią kontakt bezpośredni- więc co za problem pogadać sobie z kierowcą- albo nawet- gadać sobie z kierowcą za każdym razem, kiedy wsiada się do autobusu. 
Temu ostatniemu zdarza się pamiętać, że obiecał powiedzieć gdzie wysiąść. I w moim pierwszym przypadku w Hajfie- też tak było. (Ale było też tak- że Ania, która przyjechała tu wcześniej- po prostu czekała na mnie na przystanku).

Dzielnica olim hadaszim. Dużo osób z Maroka, Etiopii i... krajów byłego Związku Radzieckiego. W ogóle ma się wrażenie, że językiem tego miasta oficjalnie jest hebrajski, nieoficjalnie- rosyjski. Albo i ja mam takie wrażenie. 

Po drodze Ania opowiedziała mi, że w naszym domu mieszka także mówiąca po polsku Niemka (sic!) oraz Hinduska ze swoim mężem Izraelczykiem- co Stella skomentowała krótko: "Wzięła baba prosię".  
Koty są nieodłącznym elementem krajobrazu tutejszych ulic i plaż, które żartobliwie nazywamy z Anią kuwetami. Na naszej uliczce także ich nie brakuje, a dziś na ulicy w jednym miejscu doliczyłam się 20. 
Na szczęście oprócz nich, mamy tutaj nazywane przez tubylców: króliczkami pustynnymi- góralki (które i owszem pozdrawiam po góralsku kiedy widzę, jak mi polecono;), chociaż mnie i Ani przy pierwszym spotkaniu z przedstawicielem tego gatunku wydawało się, że spotkałyśmy susła. 

Stella zdziwiona była, że tak długo docierałam do miejsca. Ona chętnie by pomogła, gdyby wiedziała, że to tyle będzie trwało ;) Werwy jej nie brakuje, wręcz przeciwnie- na szuku kolejnego dnia- goniłyśmy za nią ile sił w nogach. Bo w piątek popołudniu- ceny najbardziej korzystne, pudełko avocado za 3 szekle (=3pln). Pudełko! (sic!). A Stella korzysta z korzystnych cen. Między innymi dlatego mamy w pokoju składownię płatków kukurydzianych, a wcześniej soków winogronowych (były jednak zbyt dobre, by mogły zachować się na dłużej). Mamy też sporo puszek z przetworami- jak to Stella powiedziała "na wypadek, gdyby wybuchła wojna".

Usiadłyśmy we trzy i zaczęłyśmy rozmawiać = stos pytań z mojej strony, ogień ze strony Stelli. Ale był to bardzo delikatny, ciepły płomień. Zrobiło się domowo, a ja chciałam się już tylko tulić. 
To był pierwszy wieczór, kiedy usłyszałam jej historię. Albo przynajmniej najważniejsze wątki. Getto w Łodzi, umierający z głodu człowiek pod restauracją, "akcja" i słowa, które 16- letnia Stella powiedziała do swojej Mamy, kiedy obie były załadowane na wóz do obozu: "Ja chcę żyć. Ja stąd uciekam. Kiedy gestapowiec się odwróci pobiegnę w stronę tej wąskiej uliczki. A Ty najlepiej zrób to samo". Jak powiedziała, tak zrobiła. Zerwała się i ukryła w paprociach pewnego gospodarstwa. 

 ja: O czym myślałaś wtedy, leżąc w tych paprociach?
Stella: Bałam się bo nie wiedziałam co się stanie, widziały mnie dzieci z gospodarstwa. A dzieci mogły pójść i niechcący mnie wydać. Ale najbardziej myślałam wtedy o mojej Mamie. Nie wiedziałam, czy ją jeszcze kiedykolwiek zobaczę. Nie wiedziałam, czy uciekła, czy jej się udało. Słychać było ogromny hałas i strzały. A ja leżałam w tych paprociach i próbowałam wtulić się w ziemię. 

Mama Stelli uciekła. Szukała jej potem po różnych miejscach, co Stella ze wzruszeniem w oku wspomina. Ukrywały się (oddzielnie) po różnych gospodarstwach u znajomych, najczęściej szyjąc dla gospodyń sukienki "bo i wtedy chciano ładnie wyglądać"- jak opowiadała Stella. Odnalazły się, ale potem wojna znów je rozdzieliła. Nie mogły przebywać razem, mogły się tylko odwiedzać. Kiedy Stella musiała uciekać przed złodziejami świń (pewien gospodarz pozwolił mieszkać jej w czystej skrytce na trzodę), bo myślała, że to gestapo- wiele osób nie wiedziało co się z nią stało.
Mama Stelli również. Zaczęła jej szukać. Nie spotkały się już więcej. 

W filmie "Stella" widzimy tułaczkę, widzimy pukanie od domu do domu. I tak było. Niektórzy otwierali, godząc się tylko na jedną noc, inni nie. Bali się, bo wiedzieli, że godząc się na pomoc jednej Żydówce- ryzykowali życiem całej rodziny. Stella ich rozumie. Dlatego wyraża dozgonną wdzięczność tym, którzy mimo strachu- przyjmowali ją. "A gdyby to było nasze dziecko?"- pamięta pytanie zadane mężowi przez jedną z gospodyń- "Dobrze. To niech tu zostanie". I została. Do końca wojny. 

Dziś Stella jest pogodną, pełną życia i radości kobietą. Piękną kobietą.

"Gdy kiedyś wywieszałam pranie zobaczyłam na ulicy pięknego chłopca z kręconymi włosami. To było jeszcze przed wojną, dorastałam. Pomyślałam sobie: "takiego mogłabym pokochać". Ale zaraz potem przyszła mi do głowy myśl- nie, ale przecież on umrze. Przecież nie jest to nikt stały, nie zostanie ze mną na zawsze- od tej pory zrozumiałam- że mogłabym pokochać jedynie kogoś większego, kogoś- kto nie przeminie. Ale nie miałam pojęcia kogo"- wspomina Stella.

Po wojnie wróciła do Łodzi, przyjęła chrzest. Wstąpiła do Karmelu. Pod koniec lat 60. wróciła do Izraela. Na początku również do zakonu. Po dwóch latach "wydalili ją" ponieważ chciała modlić się po hebrajsku i działać społecznie, co nie spodobało się francuskim siostrom.

Obecnie Stella udziela się przy polskiej parafii przy Domu Chleba, jest aktywistką Kobiet w Czerni- dlatego w piątek zakłada na siebie tylko taki kolor. Jej dom jest zawsze otwarty, goście nie przestają przychodzić, a telefon dzwonić. Podarunki nie przestają napływać, Stella obdarowywać, twierdząc jednocześnie, że raz jeden tylko kupiła bluzkę wyprodukowaną w Indiach za 5 szekli- ale to tylko dlatego, że chciała wesprzeć współpracę z tym krajem. 
Czuje się tu wkorzeniona. Czuje się Żydówką. Chociaż odbyła ku temu bardzo długą drogę. Przed wojną była przecież polską patriotką.
Bardzo ważnym miejscem były i są dla niej Indie. Wielokrotnie tam jeździła. W Indiach mieszkają też jej adoptowane dzieci. Poza tym to hinduska kuchnia będzie na szabatowych stołach podczas 90. urodzin  Stelli:)

Mówi biegle po polsku i po hebrajsku. Oprócz tego po francusku.

Jada polskie śniadania. A jej najlepszym przysmakiem wydaje się być masło. Może to dlatego, że będąc małą dziewczynką w tajemnicy przed Mamą zjadła całe jego opakowanie, a potem bała się do tego przyznać? :) Lubi to wspominać. 

Kochava Stella Zylberstein Tzur- ocalała z Holocaustu 90- letnia dziś kobieta, która doprowadziła do przyznania Polakom 23 medali "Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata". Wspomina jednak po dziś dzień tych (a było to około 65 osób), których nie udało jej się odnaleźć. Których nie udało jej się odznaczyć. Ale Stella doprowadziła i doprowadza po dziś dzień do czegoś więcej. Doprowadza ludzi do domu.

Stella, Stelusia, Steluś, Stellinka. 

Nawet nie potrafię opisać co czuję będąc z Nią. 

"Jeśli byśmy funkcjonowali tak, że oko za oko to wszyscy bylibyśmy ślepi"- z takim transparentem- beezrat Haszem- Stella pojawi się jutro na rondzie przed ogrodami Bahai w Hajfie. 

Stella żyje, kocha ludzi i wykorzystuje każdą chwilę.

A Ty? 

:)

Obejrzyjcie. Posłuchajcie. 

https://www.youtube.com/watch?v=ZCTGksVVUQ4 

Lehitraot Kochani.