sobota, 9 maja 2015

smecha meod chelek 1


obiecanki cacanki.

a nie,

już dziś opowiadam i mówię, że

udało się! udało się!


So, from the beginning,

Już  albo jeszcze będąc w Izraelu tęskniłam. Za Izraelem. Za tym czasem,  który mija, bo nie wiedziałam czy tam jeszcze kiedyś będę. Modliłam się bardzo by wrócić. Modliłam się o "jeszcze". 
Miałam swoje pomysły, których nie brakuje, ale często ich finalnym produktem są wyobrażenia w mojej głowie "jak dobrze by to było gdyby". Łatwo marzyć, trudniej działać i walczyć. I tak minął cały październik mojego pobytu w Polsce, kiedy to biłam się z myślami, aby wstąpić do Biura Współpracy z Zagranicą i spytać o możliwość wyjazdu do Izraela i kiedy to z każdą pojawiającą się taką myślą odpowiadałam sobie "a może jeszcze nie teraz. jeszcze jest czas". Jeszcze jest czas na "jeszcze". A w głębi serca BAŁAM SIĘ. Maksymalnie bałam się odpowiedzi "już". Już nie. Już za późno. Już minął termin ubiegania się o wyjazd. 
Tak więc NIC NIE ROBIŁAM. Tak bardzo mi zależało, że czułam, że nie mogę nic zrobić. Bo to jest zbyt ważne dla mnie, żeby zaryzykować i zrobić "coś", bo to "coś" może się zwyczajnie nie udać. I co wtedy?
W tym samym czasie deklarowałam głośno wśród znajomych, że tam wracam, że chcę zrobić badania, że jest szansa wyjazdu, bo spotkałam kilka osób, które wyjechały na wymianę rządową właśnie Tam.
Kiedyś wychodząc z instytutu i rozmawiając z koleżanką o stypendiach, dotarło do mnie, że ja nigdy się o żadne nie ubiegałam. Po prostu, moi rodzice- a ja za nimi, z góry zakładaliśmy, że nie zostanie mi ono przyznane. W środku pomyślałam sobie, że chciałabym mieć jeszcze okazję, że wprawdzie kończę studia w tym roku, ale czułam niedosyt, że nie spróbowałam się ubiegać o coś z możliwością uzyskania profitu. "Jesteśmy z tymi, na których myślimy, że zasługujemy"- przypomniałam sobie ważne słowa z nie-aż-tak-ważnego filmu i przełożyłam je na moją sytuację. "Ubiegam się o taki staż, pracę czy stypendium, na które myślę, że zasługuję". W krótkim podsumowaniu tego wątku stwierdziłam, że chyba w swoim mniemaniu nie zasługuję na zbyt wiele. A przynajmniej tak pokazywało moje ZACHOWANIE w danych kwestiach. A może tak to EMOCJE wpływały na BRAK DZIAŁANIA. 

I przyszedł listopad. A w listopadzie zaczyna się bardziej siedzieć w domu niż mniej. Ja, moi znajomi i mój dom- nie jesteśmy pod tym względem wyjątkami. Kolejny raz siedząc i afirmująco przywołując izraelowe wspomnienia, Ania podzieliła się ze mną tym, co znalazła jakiś czas temu w googlach, of course!

STYPENDIUM IZRAEL
wymagania:
- projekt badawczy
- certyfikat językowy
- opinia dziekana
- opinia profesorska o projekcie badawczym
- rekomendacje od przynajmniej dwóch nauczających doktorów habilitowanych
- list z informacją, że profesor z Izraela bierze mnie i mój projekt pod swoją opiekę naukową
- historia naukowa kandydata
- cv
- zaświadczenie lekarskie

przyjmuje się 6 kandydatów z całej Polski
do końca listopada


Był drugi tydzień tegoż miesiąca. Ciśnienie w żyłach mi się podniosło. Wiedziałam już, że to to. Że mam czas na "jeszcze" do końca listopada, bo potem będzie "już" (po wszystkim). Obawiałam się o to spytać w biurze, ale jak widać Elochim ma swoje sposoby, i w momencie, kiedy my jesteśmy słabi, często wychodzi nam na przeciw. Tak było w tym przypadku. I co więcej! Stypendium! Odnośnie moich wcześniejszych rozważań- miałam szansę dostać stypendium! I to od razu rządowe!

Plan ubiegania się o ten grant w ciągu 3 tygodni, napisanie projektu badawczego (nie miałyśmy nic!), zdobycie miliona papierków (był długi weekend związany z 11 listopada, a potem kolejny), certyfikatu językowego (nie wiedziałyśmy czy uczelniany będzie wystarczający), a co najtrudniejsze (jak nam się wydawało) zdobycie listu od bliżej nieokreślonego zagranicznego profesora, który weźmie nas pod swoją opiekę (w tak krótkim czasie, pamiętając, że mamy do czynienia z BLISKIM WSCHODEM, gdzie czas płynie trochę inaczej i nakłada się na niego inne ramy) jest w gruncie rzeczy MAŁO PRAWDOPODOBNY odnośnie powodzenia.

Nie wiem dlaczego, ale moje ciśnienie nie pozwoliło mi się uspokoić i nie spróbować. I toda laEl! 
13 listopada poszłyśmy do BUWiWM'u, który organizował konkurs, żeby wypytać, czy formalnie jesteśmy w stanie sprostać wymaganiom. Nie studiujemy przecież hebraistyki, nie mamy certyfikatów Cambridge'owskich ani też "przeszłości" naukowej.
Modliłam się, żeby drzwi były otwarte, jeśli to rzeczywiście od Elochim.
Okazało się, że zaświadczenia uczelniane wystarczą, że strona izraelska przyjmuje osoby z licencjatem albo magisterium i że trzeba próbować. Toda laEL!!!!! <Radość tańcowała na ulicy>
Jednakoż, okazało się też, że trzeba się ubiegać o stypendium... przez uniwersytet. Od razu z BUWiWM'u pojechałyśmy do Biura Współpracy z Zagranicą. Pokonałyśmy kręte korytarze i sale pałacu, w którym się ono mieści i udało nam się znaleźć jedyną osobę odpowiedzialną za stypendium.

My: Chciałyśmy spytać o stypendium do Izraela. Czy jest taka możliwość?
Pani: Owszem, jest. Termin składania papierów mija 15 listopada, w piątek. Za 2 dni.
My: (poziom myśli- suuuuuuperr!! za 2 dni!! to na pewno uda nam się wszystko załatwić do piątku do 14!)
       Ale jak to za 2 dni? 
Pani: Termin mija w piątek. Tak jak powiedziałam.
My: Aha, i nie da się nic zrobić?
Pani: Drogie Panie, jestem jedyną osobą odpowiedzialną za cały projekt i mam w związku z tym dużo pracy. A i pani rektor musi podpisać wszystkie złożone dokumenty i musimy mieć na to przynajmniej 2 tygodnie.
My: Aha, czyli nam się nie uda..
Pani: Drogie Panie, dlaczego dopiero teraz przychodzicie i pytacie o wyjazd?
My: (ja myślę sobie: bo wcześniej się bałam!) No bo dopiero teraz się o nim dowiedziałyśmy. Dopiero kilka dni temu znalazłyśmy informację w Internecie. 
Pani: Jak to, Drogie Panie, informacja ta widniała już od września. Była także na naszej stronie. Przykro mi, że się z nią Panie nie zdążyły zaznajomić.

(trrelelele chce nas spławić. chowam dumę i stoję jak kamień).

ja: Czyli nie zrobię moich badań... Rozmawiałam już z moim promotorem (co było prawdą) i zastanawialiśmy się, jak mnie do tego Izraela wysłać.. ale skoro już za późno to się nie uda. W ciągu 2 dni nie zdołam zebrać wszystkich dokumentów.
Ania: Poza tym, informacje o stypendium były bardzo słabo rozreklamowane (to też prawda). Nie było ich nigdzie, ani na wywieszkach, ani w gablotach.
Pani: Jak to nie było, przecież każdemu wydziałowi przesyłałam informacje. Czy nie były one ogólnie dostępne.
My: Nie. Nikt nas o niczym nie poinformował.
Pani: Naprawdę?
My: Tak. Od dawna czegoś szukałyśmy (w Internecie- co też było prawdą), ale dopiero teraz udało nam się znaleźć.
Pani: Ale to planowałyście Panie ten wyjazd wcześniej, macie projekty badawcze?
ja: Mamy kilka pomysłów. Trzeba z nich wybrać i je dopracować. Ale tak. Planowałam wyjazd do Izraela w celach naukowych, tylko nie wiedziałam, jak się tam dostać. Teraz zdaje się znalazłam, ale nie będzie do możliwe z powodu formalności.

cisza


Pani: No nie wiem... (patrzy w kalendarz) A gdybyście Dziewczyny miały czas do następnej środy, dałybyście radę?
My: No jasne! Pewnie! Wtedy to byłby czas! (1 TYDZIEŃ!!!) Wtedy to byśmy spróbowały.
Pani: No dobrze. To tak się umówmy. Do następnej środy, do godziny 14- macie czas.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Hurraaaa!!AAAAAAaaa!!! okrzyki, kwiki, dziwne dźwięki

My to mamy farta.   
Nam to się udaje.

Zaraz zaraz, ale czy aby w jeden tydzień zdążymy napisać projekty badawcze, zdobyć serię opinii naukowych, od dziekanów, zaświadczenia językowe, list z akceptacją naszej kandydatury od izraelskiego profesora?!  etc. w dwóch wersjach językowych razy pięć 

Boże, błogosław!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz