sobota, 9 sierpnia 2014

BALAGAN

Shalom.
No właśnie. Pokój. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu miałam nadzieję, że  napięta sytuacja  się uspokoi. Armaty ucichną, syreny ogłuchną. Na jakiś czas.
Podczas pierwszych dni nalotów Izraela na Gazę.. niebo grzmiało. Przeszło wiele burz. Przynajmniej tak się nam- wolontariuszom na początku wydawało. „Czy to zbiera się na burzę?”- się myślało. I się nie dowierzało, że to nie były burze. Bo się  nie chciało, żeby to nie były one.
Mimo kilkudziesięciu kilometrów- dźwięki podnosiły się pod samą Jerozolimę. Dźwięki z Gazy.
Bardzo współczuję tym Ludziom. Bardzo współczuję mieszkańcom Gazy. Nie tylko ja- Żydzi z moshavu również. To nasi bracia z Abrahama, położeni niestety, w beznadziejnej sytuacji.
Nie wiem co piszą i mówią media w Polsce, ale Izrael przed każdym nalotem informuje mieszkańców danej dzielnicy o ataku. Zrzuca się ulotki z informacjami. Wykonuje się  telefony do domów palestyńskich. Prosi o ich opuszczenie. Wyobrażam sobie, że nie jest to łatwe. Nie jest łatwo zostawić cały swój dobytek i „tak jak się stoi” ruszyć przed siebie. Mnie by pewnie łatwo nie było, chociaż przyzwyczajam się do tego, że jestem pielgrzymem. A jednak Palestyńczycy z Gazy mają ową sytuację jeszcze bardziej utrudnioną. „Opowiadają w telewizji o tym, że nawet jeśli chcą opuścić domy- za rogiem stoi Hamas- i każe im „wracać na swoje miejsca””- dzieli się ze mną przejęty sytuacją Izraelczyk z moshavu. To, że ugrupowaniu Hamas zależy na jak największej liczbie ofiar po stronie palestyńskiej- wiemy. To, że owe „statystyki” są najlepszą propagandą w medialnej walce z Izraelem- rozumiemy. O tym, że tunele i miejsca z których wysyłane są rakiety to domy prywatne, szpitale i przedszkola- też już zdążyliśmy się zorientować. O tym, że Hamas pragnie śmierci- mówi on sam. Śmierci Żydów i swojej własnej w walce z nimi. Słyszymy o tym, jak żywymi tarczami Hamasu są dzieci. No właśnie- słyszymy. Ja SŁYSZĘ. „Przecież oni zupełnie swojego życia nie szanują- mówi mi młody Izraelczyk, były sierżant armii izraelskiej- zamaskowani, z okrzykami radości- w jednej ręce trzymają dziecko- w drugiej karabin”- dodaje. „Tak wiem, też o tym słyszałam”- odpowiadam. „Ja to wszystko widziałem. Widziałem to na własne oczy”. „I co zrobiłeś?”- spytałam dziecięco podekscytowana- usłyszałam ciszę. Drugi raz już nie zadałam tego pytania. Nie miałam odwagi.
A co zrobiłbyś Ty?
Co my możemy zrobić?
Modlić się.
Tutaj, na ziemi, ciągle toczy się walka. Czasem z lenistwa i przyzwyczajenia  jej nie dostrzegamy. Trzeba nam usłyszeć burzę albo kilka burz, żeby się zorientować. Dziś mi się  coś z pograniczna moralizatorstwa i dydaktyki załączyło. Sorry. Nie lubię tego. ALE jest to walka o nas. O nasze ŻYCIE. ŻYCIE WIECZNE.
(I tu przypomina mi się teraz nasze główne lodówkowe hasło z czasów Wilsona z Sabinką- jak masz problem, to zadaj sobie pytanie- „Jakie to ma znaczenie wobec Twojego życia wiecznego?”. Dobre to.)
A propos- żyję sobie jak wiecie w Yad Hashmona koło Jerozolimy. Wzgórza, Judea, te klimaty. Moshavovi ludzie nazywają je jednak Love Hashmona. I z tego co kojarzę, bynajmniej nie albo nie tylko ze względu na ogólną szerokopojętą miłość do bliźniego. Sprawa tyczy się też rzecz jasna relacji damsko- męskich. Dużo wolontariuszy= dużo ludzi w jednym czasie, w jednym miejscu, razem.. w czasie wojny.. i tam w tym morzu Ona i On.
Ona- ciepła krew włoska- za pewne o smaku coca coli.
On- uparty i dumny Brazylijczyk żydowskiego pochodzenia, przybyły do Izraela by zawzięcie kultywować judaizm, czyli religię afirmowanych przodków.
Zakochali się.
Ona jednak nie była sama. Jej promiennie czarujące usposobienie i płomiennie rozgorzałe serce zostały postawione przed wyborem. Kiedyś już o czymś zadecydowała. Zdecydowała, by zaprosić JEGO. Jeszuę Mesjasza. Od tamtej pory naprawdę ŻYŁA. Ale czy nowa miłość nazbyt jej w myślach serca nie zamąciła?
On bardzo się starał. Nalegał, wciąż pozdrawiał. Mówił, że piękna.
Ona dylemat miała, póki całej sprawy znów ŻYCIU nie oddała. Pozostała wierna swemu Zbawicielowi, postanowiła nie zbaczać z drogi.
On grandę wszczynał, Jeszuę przeklinał.
Ona pokój zachowała, bo wiedziała, że sama dobrze wybrała. Jedno tylko kłucie w środku ją dręczyło, co będzie z tym chłopcem- co będzie- kiedy miną. Wprawdzie o swoją przyszłość  jak najlepiej mogła- zadbała-  ale teraz i o jego starać się chciała.
Prosiła, modliła- a z nią przyjaciele. Podlewała ziarno- i wyrosło zielę.
Bóg pobłogosławił - o co kołatała. Jego instrumentem okazać się  miała.
Dawno już bowiem Zachariasz napisał: “And I will pour upon the house of David, and upon the inhabitants of Jerusalem, the spirit of grace and of supplications: and they shall look upon me whom they have pierced, and they shall mourn for him, as one mourneth for [his] only [son], and shall be in bitterness for him, as one that is in bitterness for [his] firstborn. ” (Zach 12,10).
Kogo więc przebili- ten musiał mieć ciało. Co Biblia  podaje- z tym dyskutować nie przystało.
I tak się stać miało, że serce chłopaka na Światło przystało!!!! (!!!!)
Mądra to była ta dziewczyna, w Love Hashmona- cud, miód, malina.
Takież to są tego miejsca dzieje, gdzie pędzę swój żywot- niech WIATR mocno wieje!
<godzina 4:16, Nuni pozdrawia Was swoim pomrukiem z moich kolan>
Dzisiaj Miasto Lwa. Dzisiaj znów Jerozolima. Jadę do Matyldy. Będzie nowa siła.

Tymczasem naklejki z byłego już pobytu tam przesyłam.

Jerozolima, moja Jerozolima. Miałam dużo szczęścia, bo kiedy tam przybyłam Hanushka moja, Estonka kochana jako pierwsze miejsce właśnie to specjalne mi pokazać chciała. Miejsce, które Hashem pokazał Abrahamowi obietnicę dając, że to na co patrzy, będzie jego krajem. 

                                            A w zoomie takie to widoki się stamtąd roztaczają..
A ja czasem lubię też takie.. Matyldo przybywam!!


Lehitraot,